Budzisz ze snu niepokornych myśli pożądanie.
Tyle ich, że nie zdołam już zamknąć w słowa
drżeń wybuchających tchnieniem wiosny.
Przed nocą wypowiadam Twoje imię z niepokojem,
że miniemy się idąc tą samą drogą,
rzucając pod stopy nieme spojrzenia.
W krainie iluzji, tylko Ty i nikt więcej,
podtrzymujesz moją dłoń, od upadku chroniąc
jeszcze przed świtaniem, gdy noc najczarniejsza
odejść nie chce za horyzont.
Nie pytam czy zostaniesz, wiem,
Jesteś zawsze, gdy hieny atakują zajadle.
Kładę się w puch a duch ciało opuszcza
obiecując cud poranka, że kiedy otworzę oczy
będziesz tuż obok mnie, uśmiechnięty.
Czy wiesz, co chcę powiedzieć,
gdy w zdumieniu spalam się,
iskrząc jak lont na chwilę przed.
Póki co, tęsknię, do tych kilku chwil
by się powtórzyły jak najprędzej.
Znów zobaczyć chcę Twą piękną twarz,
lecz nie myśl, że nie wiem jaka jest
prawda, która nie zmieni się dla mnie.
Idę więc pod wiatr z pochodnią
oczekując niecierpliwie uśmiechu.
Dajesz mi swoją siłę entuzjazmu.
Chcę dalej żyć tylko dla tego cudu,
którym wypełniasz każdą przestrzeń.
W ciszy zaczekam na progu, jak wierny pies,
a kiedy się zjawisz, poczuję wreszcie spokój.