Słowa, co martwe są od zawsze, zaczynają żyć dopiero wtedy gdy nadajemy im siłę i moc własnego serca. Urojone marzenia, tak bzdurnie pełne naiwności, że sen się spełni. Sen wyrzeźbiony mozolnie przez wszystkie te noce tak ciche i głuche w otchłani pustki. Misternie kształtowane kawałki kryształu, szlifowane palcami karmazynowe odcienia, przypływów i odpływów na horyzoncie zdarzeń. Tuż przed wchłonięciem przez otchłań na wieczną torturę, bycia blisko jądra, i nie możności stania się gwiazdą.
W rozciągnionym, napiętym do granic wszechświecie istoty, ja, czekać można jedynie aż pęknie. Lecz co potem?
…
Mógłbym nie spać tylko po to by słuchać jak oddychasz.
Patrzeć jak uśmiechasz się przez sen.
Kiedy jesteś daleko i marzysz
Mógłbym spędzić moje życie w tym słodkim poddaniu.
Mógłbym zatracić się w tej chwili na zawsze.
Cóż, każda chwila spędzona z Tobą,
Jest chwilą którą najbardziej cenie
Nie chcę zamknąć moich oczu.
Nie chcę zasnąć.
Ponieważ będę tęsknić, kochanie.
Nie chcę nic stracić.
Ponieważ właśnie kiedy śnię o Tobie
Najsłodszy sen nigdy tego nie odda.
Będę ciągle tęsknic, kochanie
I nie chce nic stracić.
Leżąc blisko Ciebie.
Słysząc Twoje serce jak bije
Zastanawiam się o czym śnisz
Zastanawiam się czy to mnie widzisz.
Wtedy całuję Twoje oczy i dziękuję Bogu
że jesteśmy razem.
I tylko chce być z Tobą
W tym momencie na zawsze, na zawsze, na zawsze
Nie chcę pominąć żadnego uśmiechu
Nie chcę pominąć żadnego pocałunku
Cóż, Tylko chcę być z Tobą
Właśnie tu z Tobą, tak jak to
Chcę mieć Cię blisko
Czuć Twoje serce tak blisko mojego
I zostać tak w tej chwili
Na cala resztę czasu