Ubolewam nad swoimi słabościami, fizyczną i emocjonalną niedoskonałością, brakiem drogi którą można
byłoby iść do obranego celu, ale jeśli obrany cel nagle znika a droga obrana
tam gdzie dróg tysiące znów niknie w gąszczu zawiłych ścieżek i sprawia że wciąż błądzimy i tracimy czas na poszukiwaniu nieuchwytnego, czekając nieuniknionych zdarzeń jak wyroku. Choćby będąc świadomym ich nadejścia, kiedy już się stają prawdą zawsze nas zaskakują.
Czy to ma sens?
Raz jedyny, tak na przekór igraszkom losu
śpiewam, póki jeszcze trwasz we mnie
chwilo, nadziei zapomnienia bezszelestnie odchodząc
w czeluść ułomnego człowieczego kochania,
niech mi za tobą serce i dusza wraz z ciałem
w upojnej chwilą słowa magicznym tchnieniem
niezapisanej tęsknoty jak pęknięta struna bez dźwięcznie
skona w ramionach czasu oddając wszystkie trele
i nic już nie będzie boleć. I tylko mgła łzą deszczy w ramionach
tej ciszy pochodem po trakcie dnia serce na wieczność uciszy.
"Gdy patrzę na Ciebie
Budzi się we mnie
Zaspane szczęście
Kiedy myślę o Tobie
Wraca nadzieja
Spóźnionej chwili
A kiedy tak pragnę
Twego pocałunku
Znikasz
Jak słońce za widnokręgiem
By po chwili
Pojawić się w swej pierwotnej postaci….”
M.D.